Jimmy Rage Liczba postów : 8 Data dołączenia : 11/12/2012 Skąd : Nowy Jork
Ekwipunek Broń:
| Sro Gru 12, 2012 12:28 pm | Jimmy Rage WyglądTego typu człowieka nie sposób przeoczyć w tłumie. Metr dziewięćdziesiąt z małym hakiem i wystarczająco barczysta sylwetka, żeby w głowie przechodniów pojawiła się myśl o dużym, groźnym Murzynie, który zapieprzy im portfel, o ile już tego nie zrobił. Swojego czasu Jimmy miał świetnie warunki do tego, żeby zostać dobrym pięściarzem. Pracował ciężko, nie tylko nad swoim ciałem, ale też techniką i wyrobieniem refleksu dla dobrego balansu całą tą kupą cielska. Pewne nawyki zostały mu do dziś. Nadal ćwiczy, co w połączeniu z pracą fizyczną daje wymierne efekty. Jego ciało przypomina żywy pamiętnik z najtrudniejszych momentów w życiu. Połamane żebra, kilka wyraźnych szram na ramionach i torsie, zabliźniona rana po postrzale na prawym ramieniu. Parę razy przestawiony nos nadal w jednym kawałku. Najbardziej charakterystyczna jest blizna pod prawym okiem, co dodatkowo nadaje mu wygląd człowieka, który nie ima się uczciwej pracy. Oprócz całej kolekcji pamiątek okazyjnych, jest też kilka zrobionych na życzenie. Lewe ramię zrobi dobrze dopracowany, średniej wielkości tatuaż skorpiona na geometrycznym wzorze. Na prawej piersi ma wydziergane ciemnym tuszem prowokacyjne „NIGGER”. Bogatą przeszłość skrywa pod ubraniem, którym na co dzień jest nierzucający się w oczy zestaw roboczy. Spodnie na szelki, mająca już za sobą swoje najlepsze dni koszula, kamizelka albo kurtka i kaszkiet naciągnięty na czoło. Ta odsłona Jimmy’ego większość dnia spędza w porcie, zajmując się rozładunkiem i transportem. Odgwizdany fajrant, to czas na to, żeby wskoczyć w swój jedyny, dobry garnitur, zawiązać krawat i z futerałem w ręce ruszyć do centrum miasta. Świata miękkich dźwięków, jazzu, dymu tytoniowego unoszącego się w powietrzu i… bardzo kiepskich napiwków. Jimmy chodzi jak każdy wysoki facet. Lekko zgarbiony, kołysząc się rytmicznie, jakby gdzieś w tle przygrywał mu swingujący soundtrack. Najczęściej z rękoma w kieszeniach, pogwizdując coś machinalnie. Krótkie włosy, ciemny zarost, bystre spojrzenie. Spod oka obserwuje otoczenie. Nawyk, którego nie może się pozbyć. Długie palce dłoni od czasu do czasu niecierpliwie wystukują rytm na przygodnych blatach i barach. Tych bez napisu „kolorowym wstęp wzbroniony”.
CharakterGość o takim nazwisku powinien z założenia być uosobieniem negatywnych emocji, wyładowującym się na wszystkich, od bezbronnych staruszek, po uzbrojonych Włochów z sąsiedniej dzielnicy. Wbrew pozorom to całkiem opanowany człowiek. Zdania wypowiada spokojnym, niskim głosem o dość przyjemnym tembrze. Faceta dobijającego do trzydziestki trójki mało co potrafi wyprowadzić z równowagi. Jak na człowieka praktycznie niewykształconego ma pokaźny zasób słownictwa i wiedzy o reszcie świata. Co prawda nie na poziomie cytowania Petrarki, ale imbecylem nazwać go nie można. Tyle samo razy wykazywał się życiową determinacją i pewnością siebie, co lenistwem i niechęcią do mało przyjaznego świata. Czasem zdarza mu się powiedzieć o jedno zdanie za dużo, co w przeszłości skutkowało na przykład błyskawiczną przeprowadzką z Nowego Jorku do Lost Island. Większych dylematów moralnych przy tamtej pracy nie miał, chociaż zdarzały się różne sytuacje, do których sam Jimmy nie chce wracać pamięcią, ani tym bardziej o nich opowiadać. Robił swoje i tyle. Źle czuje się w otoczeniu luksusów, od zawsze mając problem z tym, co zrobić z nadmiarem gotówki. Zarobione pieniądze, jakkolwiek brudne by nie były, w dużej części przesyłał matce. Mimo tego, że kontakt z nią urwał się już na początku pracy u Toma. W końcu, kto przy zdrowych zmysłach chciałby wiedzieć, że wychował syna na gangstera? Teraz w zupełności wystarczy mu klaustrofobiczne mieszkanie z wygodnym łóżkiem i plakatem Katharine Hepburn z „Bill of Divorcement”. Charakteryzuje go dobre, często sarkastyczne, poczucie humoru. Ma słabość do szybkich samochodów. Jak łatwo się domyślić, okazyjnie pożyczanych. Jest jeszcze muzyka. Pod tym względem Jimmy też jest klasycznym przykładem samouka. Nuty poznał dopiero przy pomocy znajomego pianisty, z którym wspólnie występował jeszcze w Nowym Jorku. Grać nauczył się sam, wykorzystując swoje naturalne zdolności. Potrafi śpiewać, ale rzadko to robi, najczęściej mrucząc coś w chórkach.
Historia„To był późny, listopadowy wieczór. Krople rzęsistego deszczu rytmicznie uderzały o lodowato zimną taflę szyby, wystukując rytm mojej ponurej egzystencji. Wiedziałem, że tego dnia zdarzy się coś, co zmieni ją na zawsze. Jack Daniel's stopniowo znikał w butelce, tym razem dając mi się we znaki mocniej niż zazwyczaj. Do przytłumionych zmysłów dotarło pukanie. Drzwi z krzywo przyklejonym napisem »PI JONES« uchyliły się, skrzypiąc. Do wnętrza niewielkiego pokoju przy Arlington Road wkroczyło piekło na obcasach. Piękna, zmysłowa istota, której biodra kołysały się łagodnie, tym razem w takt bicia mojego serca. - Panie Jones? - spytały krwistoczerwone wargi a ja już wiedziałem, że to nie może dobrze się skończyć. ”
Znacie ten typ? To nie ja. Nigdy nim nie będę i… szczerze? Chyba nigdy nie chciałem. W końcu, o czym może marzyć dzieciak z robotniczej rodziny w sercu Harlemu? Tysiąc dziewięćset trzeci to był niezły rok. Ford zaczął produkować swoje cuda na czterech kółkach, a do gatunków ruchomych obrazów dołączyły westerny. Trzydziestego grudnia, w dzień mojego urodzenia doszczętnie spalił się chicagowski Iroquois Theater, co definitywnie zakończyło dobrą passę szczęśliwego rocznika. Dalej mogło być już tylko gorzej. Od spraw banalnych - kwestia bycia kolorowym jeszcze nie raz dawała mi się we znaki. Ale zanim zrozumiałem dlaczego nie wolno mi siadać tam, gdzie zakazują, w wieku pięciu lat miałem okazję zobaczyć, jak grupka dzieciaków z Harlemu, w tym mój brat, skopała na śmierć swojego białego rówieśnika. Część z nich po tym incydencie została siłą odebrana rodzicom. Do drzwi naszego dwupokojowego mieszkania w poszukiwaniu George'a nie zapukał nikt. Aż do kwietnia tysiąc dziewięćset siedemnastego roku. Zanim w Europie na dobre opadły mgły wojny, zadałem sobie sprawę, że gdy przed miesiącami wsiadał na statek, widziałem go po raz ostatni. Mniej więcej w tym czasie moja mało obiecująca kariera edukacyjna została przerwana. Znalazłem pracę. Rok później ojca przygniótł podnośnik w fabryce. Rzuciłem pracę. Kongres ustawę o prohibicji uchwalił zanim jeszcze na dobre zdążyłem rozsmakować się w whisky. W świecie pozbawionym podstawowych rozrywek trzeba było sobie znaleźć jakieś zajęcie. Z początku dorabiałem grzebiąc przy silnikach, do czasu kiedy okazało się, że potrafię coś więcej. W tysiąc dziewięćset dziewiętnastym światu objawiła się dobra nowina boksu wagi ciężkiej. Jack Dempsey siedem razy posyłał na deski swojego przeciwnika w pierwszej rundzie, w kolejnej walka nie miała już najmniejszego sensu. Kiedy rok później bronił tytułu mistrza, nokautując Carpentera w czwartej, ja nieskładnie, ale wytrwale napieprzałem już w swój prowizoryczny worek. Przy tym wzroście i masie w dystansie miałem pewne problemy, ale za to technicznie radziłem sobie naprawdę dobrze. Znalazłem trenera, po kilku miesiącach wylądowałem w klubie. Przez ten czas zdarzyło się kilka naprawdę niezłych walk. Co pamiętam najlepiej? Dwa lata później w Philly rozwaliłem na punkty przyszłego mistrza świata.
Dlaczego nie zostałem drugim Kidem Blackie? Zawsze jest dziewczyna. Nieodłącznie w nieodpowiednim miejscu i złym czasie. Aż za dobrze to pamiętam: ciemna, wąska uliczka, podpity facet szukający zaczepki, historia stara jak świat. Ile dostaje czarny za odepchnięcie policjanta w cywilu? Pięć lat w Sing Sing. Dobry czas, nie żebym narzekał na nasz system karny. Po siedmiuset dwudziestu trzech dniach odsiadki, w ramach amnestii i szczęśliwie przeprowadzonej resocjalizacji, zwrócono mnie społeczeństwu. Całkowicie odnowionego. Wiecie, kiedy na terenie pudła pojawia się nowy narybek i to w postaci sporego chłopa z mało pokojową przeszłością, od pierwszych chwil chcą go usadzić, pokazać jego miejsce w bloku. Są dwa wyjścia. Może znaleźć solidne plecy u ludzi, którzy przygarną go do swojej rodziny. Z dożywotnim kontraktem na usługi. Może też trzymać się z boku i dawać sobie radę w pojedynkę. Tutaj zasada też obowiązuje do końca życia. Krótkiego. Więzienne gangi w kilka tygodni potrafią wykończyć delikwenta własnoręcznie, albo doprowadzić go do samobójstwa. Po kilku takich próbach, z których najjaskrawsza pamiątka została mi na przednim zderzaku, wybrałem pierwszą opcję.
Siedemset dwudziestego trzeciego dnia, po drugiej stronie muru, nad brzegiem rzeki Hudson, powitał mnie Johnny „Irishman” McFry. Dostałem klitkę w kamienicy przy Lafayette, dwie przecznice od Broadwayu. Cztery lata pracowałem dla Toma Reiny, jako „chłopak do bicia”. Głównie haracze, od czasu do czasu trzeba było komuś coś podrzucić, dbając o to, żeby nie zwiał z kasą. Wolne noce spędzałem w pobliskim klubie. Mówiłem to już? Zawsze jest jakaś dziewczyna. Smukła, seksowna i zmysłowa. Mieniąc się w przytłumionym świetle, wydawała z siebie najpiękniejsze dźwięki, jakie kiedykolwiek mężczyzna może usłyszeć. Gdybym mógł, chodziłbym jej słuchać co wieczór. Selmer, tenorowe cudo i cała kompresja jazzu w jednym, blaszanym instrumencie. Tak, dobrze słyszycie. Każdy muzyk wie, że saksofon jest kobietą. Kilka obitych mord więcej i miałem identyczną. Mój najtrwalszy związek, swoją drogą - nie mógłbym się z nią rozstać.
W czasie, kiedy poważnie zacząłem myśleć, żeby rzucić robotę dla muzyki, do Nowego Jorku przybył Salvatore Maranzano. Na początek, jak to każdy skromny, włoski mafioso, zaczął rościć sobie prawa do wpływów z całego terenu. Namaszczenie przez sycylijskiego dona Vito Cascio-Ferrę niewiele dało. Wdepnąłem w sam środek najsłynniejszej wojny mafijnej w historii. Do momentu, kiedy Tom zapłacił za to głową, sprzyjaliśmy Salvatore. Wszystkich kolejnych przejmujących schedę w Bronksie po Reinym, sprzątały szare eminencje tego konfliktu: Tommy Gagliano i Tommy Lucchese. Przy okazji podkręcając jednocześnie walkę między Maranzanem a Masserią. Każdy z bossów - aspirujący i obecny, obarczali się wzajemnie winą za te zabójstwa. Kiedy w tysiąc dziewięćset trzydziestym pierszym zginął Masseria, sytuacja wreszcie się ustabilizowała. To Lucchese przejął rządy nad spuścizną po nim i to zanim jeszcze powołano instytucję Pięciu Rodzin.
Nigdy nie mogłem się z nim dogadać. Konflikt charakterów, czy sposobu pracy - sam nie wiem, w tym biznesie można podpaść za wszystko. Kilka razy przesadziłem, wychylając łeb daleko poza swój rewir. W końcu przyszedł czas na to, żeby się pożegnać. Na zawsze, w stylu Tommy’ego, albo po prostu podwinąć kitę i zmienić adres. Mogłem wybrać Chicago, Philly, Boston, obrać kurs prosto na Hollywood. Wybrałem Lost Island. Najspokojniejsze miejsce na ziemi, mówili.
Teraz jestem przykładnym obywatelem. W ciągu dnia pracuję w dokach, wieczorami grywam w jednym z klubów. Mieszkanie w portowej dzielnicy niewielkie, ciasne, ale własne. Moja mała dziewczynka zgodziła się na bigamię i pozwala się okazyjnie zdradzać z barytonem z sąsiedniego futerału. Oba saksy to najdroższe przedmioty, jakie mam. Właściwie wszystko, co mam. Nauczyłem się w życiu jednego. Nosić głowę nisko, odpowiadać „tak, sir”, „nie, sir” i trzymać się z dala od kłopotów.
Oby.
|
|
Michael Moretti
Liczba postów : 42 Data dołączenia : 22/02/2012
Ekwipunek Broń: S&W Model 10
| Sro Gru 12, 2012 9:33 pm | Po pierwsze - nie masz Rodziny i rangi (to informacja dla Simone!). Dobrze, że skontaktowałeś się ze mną na PW w tej sprawie (a tu informacja dla Ciebie, gdybyś jeszcze nie wiedział - do konta Ojca Chrzestnego mamy dostęp ja i Simone). Szybko doszliśmy do porozumienia, więc Jimmy będzie pierwszym - i pewnie przez wiele czasu jedynym - mężczyzną nienależącym do Mafii.
Karta mi się podoba, bardzo. Historie czytałem już co prawda ciekawsze, ale niewiele - bardzo, bardzo niewiele - z nich przebijało Twoją pod względem stylu. Szukałem literówek, błędów ortograficznych, językowych... nie znalazłem :c Szkoda, lubię je wytykać ludziom, odebrałeś mi jedyną przyjemność z życia.
Jedyne do czego się tu przyczepię - bo do czegoś muszę dla własnego zdrowia psychicznego - to daty zapisywane cyframi. Na forum zapisujemy je słownie. |
|