IndeksPortalSzukajLatest imagesRejestracjaZaloguj

 

KP Michael Moretti

Michael Moretti
De Lucia
Michael Moretti

Liczba postów : 42
Data dołączenia : 22/02/2012

Ekwipunek
Broń: S&W Model 10

KP Michael Moretti Empty
KP Michael Moretti I_icon_minitimePią Lut 24, 2012 12:29 pm
Michael Moretti
De Lucia
Soldato
Wygląd
Michael to młody mężczyzna, wszak nie ukończył jeszcze trzydziestki. Nie ma zarostu, a na jego policzku znajduje się ledwo widoczna, biaława blizna – nie jest to bynajmniej jedna z „pamiątek po bójce w barze” jakimi lubią się chwalić gangsterzy – powstała przy goleniu. Jego skóra jest gładka, jasna, bez większych zmarszczek, pryszczy czy innych defektów. Przy ważnych okazjach czarne, krótkie włosy zaczesuje na bok, bo ponoć wygląda to elegancko. Ostre rysy twarzy i błękitne oczy są wabikiem na płeć przeciwną, a Michael z pewnością nie ma o to pretensji. Jest wysokim człowiekiem, dokładnie się już od dawna nie mierzył, ale na oko mieści się w okolicach stu osiemdziesięciu centymetrów. „Do pracy” zazwyczaj ubiera się w czarny, prążkowany garnitur, białą koszulę, srebrny krawat i oczywiście odpowiednie spodnie oraz buty. Nieco zwisają mu wtedy rękawy, ponieważ nie posiada imponujących mięśni ramion. Po prostu nigdy nie pracował fizycznie. Na co dzień ubiera się w rozmaite stroje. Nie ma problemu, który trapi trzy czwarte kobiet – we wszystko się zmieści, jest bowiem szczupły, ba, stoi na granicy niedowagi. Zazwyczaj na jego twarzy gości lekki uśmiech. Głosem nie wyróżnia się z tłumów – nie jest jakiś dziecinny, ani też przesadnie basowy. Mówi zawsze cicho, powoli, po prostu wie, że dla ludzi lepiej będzie, jeśli go wysłuchają do końca, on nie musi się śpieszyć. W dzieciństwie miał zwyczaj trzymania rąk w kieszeniach, co widać gdy chodzi – ramiona zwisają wzdłuż ciała, jakby nie wiedział co z nimi zrobić.


Charakter
Jest nieco inny od reszty mafiosów. Nieco – bo gdyby za bardzo się różnił to nie byłby dzisiaj tym, kim jest. Przede wszystkim jest o wiele milszy. Po prostu nie przywykł do wymuszeń, czy zabójstw, woli spokojną rozmowę. Nie jest pewnym siebie donem, który idąc chodnikiem spycha wszystkich ze swojej drogi. Jest prostym człowiekiem, który woli w takiej sytuacji zrobić krok w bok, niż się awanturować. Nie sprawiają mu problemu słowa takie jak „proszę” czy „dziękuję”, bo tak po prostu został wychowany. Można powiedzieć, że przejął tylko najlepsze zwyczaje mafii, odrzucając te „złe”. Jest bardzo wierny rodzinie, bo zastępuje mu tę prawdziwą, którą utracił. Wszyscy są dla niego jak bracia, a don to dobrotliwy ojciec. Jest zadowolony z tego stanu rzeczy, więc nigdy nie dopuściłby się zdrady. Czasem jest oszukiwany, czasem ktoś coś zarobi na jego krzywdzie – ale nie ma tego za złe, bo wie, że to dla dobra rodziny. Innym zwyczajem, który przejął od mafii jest honor. Słowo dane obcemu człowiekowi ma dla niego większą wartość niż samochód, pieniądze i mieszkanie. Zawsze stara się go dotrzymać. Biada jednak temu, kto da słowo jemu i go nie dotrzyma. Michael raczej nie posunąłby się do zabójstwa w sytuacji, która nie zagraża jemu życiu czy dobru rodziny, ale nie miałby nic przeciwko przesunięciu nosa takiego delikwenta o kilka centymetrów. Ważną sprawą, o której trzeba wspomnieć są kobiety – to z grubsza połowa ludzkości, więc nie wypada o nich zapominać. Otóż Michael nie jest niewyżytym nastolatkiem, który już na sam widok burdelu dostaje orgazmu. W ogóle nie chodzi w takie miejsca. Mimo to często zdarza się, że nie może się oprzeć kobiecej urodzie. W takiej sytuacji nieraz poświęca wiele, by zdobyć przychylność owej pięknej panienki, by chociaż z nią porozmawiać, potrzymać się za ręce. Czasem zdarza się okazja na coś więcej...


Historia
Ojciec Michaela urodził się we Florencji, ale w wieku dwudziestu jeden lat przeprowadził się do Lost Island i spotkał tam kobietę, z którą się ożenił. Po dwóch latach urodził mu się syn, ale on sam nie dożył tej chwili, bowiem zginął pod kołami samochodu dwa tygodnie wcześniej. Przyszły mafioso wychowywany był więc przez matkę. Nie dokuczała im bieda, chociaż trudno powiedzieć, żeby byli bogaci. Nic więc nie wskazywało na to, że Michael dołączy kiedykolwiek do mafii. Uczył się bardzo dobrze i w szybkim czasie zyskał odpowiednie wykształcenie, świat stał przed nim otworem. Niestety, nie mógł znaleźć pracy. Wszędzie mieli już dość ludzi, albo twierdzili, że potrzebują doświadczonych pracowników. Upokarzała go myśl, że miał już dwadzieścia pięć lat, a ciągle był na utrzymaniu matki. Chodził po ulicach w ponurym nastroju, patrząc na ludzi śpieszących się w różne miejsca. Oni mieli pracę, nawet ci młodsi i mniej wykształceni. Dlaczego mu się to nie udawało? Czyżby coś go wyróżniało pośród tłumów i odrzucało od niego potencjalnych pracodawców? Co gorsza, na miesiąc przed dwudziestymi szóstymi urodzinami Michael stracił matkę. To był najpotężniejszy cios, jakiego doświadczył od losu. Stwierdził, że nie ma sensu dalszego życia w ten sposób. Wziął resztę oszczędności i kupił pistolet. Schował broń do kieszeni i poszedł do najbliższego baru.
- Niech się stanie co ma się stać – pomyślał z goryczą. W barze nie było wielu ludzi, ale uwagę przykuwał jeden, który siedział w kącie, odziany w czarny płaszcz i popijał najdroższy z napojów jakie były tu serwowane.
- Temu to bieda nie straszna – zdenerwował się Michael. Pił do wieczora, a to, co dalej się działo nie zostawiło większych śladów w jego pamięci. Pamięta jedynie, że pokłócił się z jakimś facetem o błahostkę, na którą większość ludzi nie zwróciłoby nawet uwagi. Było już ciemno kiedy zaczął trzeźwieć. Stał wtedy w jakimś zaułku, a na ziemi leżał człowiek, ten sam, z którym się wcześniej pokłócił. Mężczyzna był poobijany, ale Michael czuł pieczenie na twarzy, a jego ubranie było nieco naderwane, więc pewnie też oberwał. Najprawdopodobniej się po prostu pobili, ale to nie miało teraz znaczenia. Z przerażeniem bowiem stwierdził, że celuje w tego mężczyznę zakupionym pistoletem! Ręka mu drżała i nie wiedział co właściwie zrobić. Gdyby był trzeźwy po prostu odłożyłby pistolet i spróbował przeprosić za całe zajście. Alkohol jednak nie wywietrzał mu jeszcze całkiem z głowy i Michael nie panował do końca nad własnymi czynami. Nagle poczuł dotknięcie na ramieniu. Odwrócił się powoli i zobaczył tego faceta, który siedział wcześniej w kącie baru.
- Lepiej będzie jak to odłożysz – powiedział spokojnie, wskazując na broń – Złe decyzje doprowadzają ludzi do marnego końca.
Jego słowa wywarły zbawienny wpływ na Michaela. Niemal natychmiast odzyskał trzeźwość umysłu i schował broń za pas.
- Weź to, powinno ci na jakiś czas starczyć – dodał po chwili mężczyzna w płaszczu i podał mu banknot studolarowy – A tak w ogóle, Jack jestem - uśmiechnął się i odszedł, a niedoszła ofiara uciekła, wykorzystując chwilę nieuwagi napastnika. Michael nie zwracał jednak na niego uwagi, tylko patrzył, to na odchodzącego tajemniczego człowieka, to na cenny, szorstki papier, który trzymał w dłoni. Tego dnia wrócił do domu posępny. Wiedział, że te pieniądze nie starczą mu na całe życie, ale nie planował już drugiej popijawy. Miał niejasne przeczucie, że jego życie nabrało jakiegoś sensu i że jeszcze spotka tego człowieka. Tak też się stało. Kilka dni później przechadzając się ulicą zobaczył dwa samochody, które ścigały się z piskami opon. Z okna tego, który jechał z tyłu wysuwał się co chwila człowiek z pistoletem i oddawał strzały w kierunku uciekającego. Ludzie wpadli w popłoch i zaczęli uciekać na wszystkie strony, ale Michael zrobił coś całkiem innego. Pobiegł za samochodami, nie myśląc wcale nad tym, że ma małe szanse, żeby je dogonić. Co prawda biegł na skróty, przez wąskie zaułki, którymi nie mogły przejechać samochody, ale i tak nie mógł liczyć na dogonienie pojazdów. A jednak nie przestawał, mimo narastającego zmęczenia. Wreszcie, chociaż graniczyło to z cudem, udało mu się. Jeden z samochodów stał przy ścianie z całkowicie pogniecioną karoserią, a wokół leżało kilka cegieł. Drugi zatrzymał się obok, widocznie kierowca miał więcej szczęścia. I rzeczywiście – po chwili drzwi otworzyły się i wyszedł z nich człowiek z pistoletem. Michael bez namysłu poszedł w jego stronę. Mężczyzna podszedł do drzwi rozbitego samochodu, podniósł pistolet na wysokość twarzy, celując w szybę i zaczął coś mówić. Kiedy Michael zbliżył się, zobaczył, że w środku siedzi ten sam człowiek, który wręczył mu niedawno sto dolarów, to był Jack. Krew leciała mu z rozciętej wargi, ale poza tym nie było widać większych obrażeń. Ktoś teraz w niego celuje, a Michael przypomniał sobie, że nadal ma w kieszeni broń. To była idealna szansa na uratowanie człowieka!
- Ty ocaliłeś mnie przed popełnieniem największego życiowego błędu, teraz ja ocalę ciebie – pomyślał Michael i wycelował w uzbrojonego mężczyznę – RZUĆ BROŃ! – krzyknął. Nieznajomy chwilę stał i analizował sytuację, ale w końcu uznał, że nie ma szans i wypuścił pistolet z ręki. Michael podbiegł do niego i butem wepchnął broń pod samochód. Przez moment chciał otworzyć drzwi i wypuścić Jacka - bo ten najwidoczniej coś przy okazji złamał i nie mógł się ruszyć - ale stwierdził, że to byłaby dla tego człowieka idealna szans na zadanie mu ciosu w tył głowy.
- Otwórz drzwi – powiedział drżącym głosem do mężczyzny, w którego celował. Człowiek posłusznie otworzył drzwi, a ze środka wyszedł, a właściwie wyczołgał się poturbowany Jack.
- Dziękuję, dziękuję – szeptał tylko. Stali tak dłuższy czas, aż wreszcie Jack zebrał dość sił, by wstać z ulicy. Bez słowa zabrał Michaelowi broń i nim ten zdążył zaprotestować – zastrzelił człowieka, który przed chwilą chciał zrobić to samo z nim.
- A skoro spotkaliśmy się drugi raz, jak ty właściwie masz na imię? – powiedział mężczyzna w płaszczu.
- M... Michael – wyszeptał przerażony, patrząc na zastrzelonego przed chwilą człowieka.
- Nie można dawać takim typom przeżyć, przy najbliższej okazji dostałbyś kijem przez łeb – powiedział Jack – Nadawałbyś się do mafii.
Michael spojrzał na niego zdziwiony. Nie wiedział co powiedzieć. Co to wszystko ma znaczyć? Sto dolarów od nieznanego człowieka, pościg, zabójstwo, mafia?! Wreszcie zebrał myśli, przełknął ślinę i spytał:
- Mafii?
Jack uśmiechnął się i skinął głową. Nie miał czasu tego teraz tłumaczyć, więc powiedział tylko:
- Przyjdź jutro do restauracji De Lucia, tam się wszystkiego dowiesz.
Restauracja leżała niedaleko centrum Little Italy. Był to biały, widoczny już z daleka budynek. Na drzwiach widniał ozdobny napis „De Lucia Restaurant”, a pod spodem nieco mniejszy „Salve!”. Przez okna widoczne były rzędy stolików, a nieco dalej, w głębi pomieszczenia lada, przy której stał barman, odziany w prostą białą koszulę i brązowe spodnie. Michael podszedł spokojnie do drzwi i otworzył je. Natychmiast owiał go zapach whisky i cygar. Jack już na niego czekał. Dopił szybko kieliszek, po czym skrzywił się i wyciągnął rękę na powitanie, bo chwilowo nie mógł mówić. Michael uścisnął serdecznie wyciągniętą dłoń i czekał, aż przyjaciel odzyska głos. Wreszcie Jack wziął oddech i powiedział:
- Dobrze... Eee, powiedziałem szefowi o tym co dla mnie zrobiłeś i powiedział, że nie zaszkodzi jeśli cię przyjmiemy.
Następnego dnia Michael ukończył dwadzieścia sześć lat. Oznaczył tę datę w kalendarzu jako „początek nowego życia”.



Ojciec Chrzestny
Ojciec Chrzestny

Liczba postów : 93
Data dołączenia : 01/02/2012

KP Michael Moretti Empty
KP Michael Moretti I_icon_minitimeSob Mar 17, 2012 12:40 pm
Cóż... akcept.
http://mafia.my-rpg.com


Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Mafia PBF • Dołącz do rodziny! :: Wprowadzenie :: Zapisy :: Zaakceptowane-