IndeksPortalSzukajLatest imagesRejestracjaZaloguj

 

Klub "Maple Leaf"

Ojciec Chrzestny
Ojciec Chrzestny

Liczba postów : 93
Data dołączenia : 01/02/2012

Klub "Maple Leaf" Empty
Klub "Maple Leaf" I_icon_minitimeSro Gru 12, 2012 9:18 pm
Na pełnym splendoru odniesieniu do ragtime’owej kolebki, ekskluzywność tego przybytku zaczyna się i kończy. Wizja lokalu, gdzie gwiazdą każdego wieczoru jest bogini z głosem Niny Simone i tyłeczkiem Mayo Methot, a nienagannie ubrany barman podsuwa gościom najlepsze drinki, rozmywa się zaraz za progiem. „Kiedyś to był wspaniały klub. Cole Porter siedział o tu, na tym krześle i grał tak, że klientom nogi z butów spadały. Nikt nie usiedział na miejscu. Nikt!” Dokładnie te słowa można usłyszeć za każdym razem, kiedy zagadnie się o stare czasy jego właściciela. Fred Bibes dobiega późnej sześćdziesiątki i jako fan Scotta Joplina z rozrzewnieniem patrzy w przeszłość. Lokal, który na samym początku działalności miał przypominać pod względem prestiżu te chicagowskie, z roku na rok tracił na popularności, przeistaczając się w końcu w trochę lepszej jakości melinę. Całe szczęście bez metalowej siatki, chroniącej przygrywający zespół przed nadlatującymi butelkami.
Nikt nie robi tu segregacji na wstępie. Miejsce odwiedzają wszyscy, którzy płacą za alkohol, a ten z kolei jest tylko pretekstem, do zrobienia porządnej rozróby, albo wykołowania klienta, którego chce się obrobić. Wystrój też stracił sporo z czasów świetności. Gibające się krzesła, porysowane blaty, wreszcie resztki splendoru w jako tako trzymających ścienny pion, porozwieszanych tu i tam fotografiach. W samym centrum tego burdelu znajduje się scena. Jedyna ostoja tego, co tak bardzo Fred starał się ocalić w tym miejscu. Niezależnie od pory i stanu trzeźwości klienteli, każdy z członków jazz-bandu pojawia się tu pod krawatem i w pełni gotowy do tego, żeby dać dobre show. Trzeba wspomnieć, że Maple Leaf ma świetnego pianistę i to głównie dzięki niemu Cole Porter, jeśli nie ciałem, to duchem nawiedza tutejsze mury. Ale te pochwały tyczą się tylko męskiej części zespołu. Solistką jest młoda, kompletnie niedoświadczona i mocno opływowa kuzynka szefa. Mimo pełności swoich kształtów jedyne, co jest w stanie z nich wykrzesać, to mieszanina źle zaśpiewanych nut i koszmarnie zaśpiewanych nut. Nic dziwnego, że królują tu głównie instrumentale. Jak za starych, dobrych czasów.
http://mafia.my-rpg.com
Michael Moretti
De Lucia
Michael Moretti

Liczba postów : 42
Data dołączenia : 22/02/2012

Ekwipunek
Broń: S&W Model 10

Klub "Maple Leaf" Empty
Klub "Maple Leaf" I_icon_minitimeSob Sty 05, 2013 1:21 am
Michael siedział przy stoliku i smętnie patrzył na złocisty napój stojący przed nim w kuflu. Setki drobnych bąbelków odrywały się od ścianek i pędziły ku górze naczynia. Tam wpadały w delikatną, białą piankę. Cichy szum świadczył o tym, że tam ich wesoła podróż kończy się pęknięciem.
Członek rodziny De Lucia westchnął. Po co właściwie tu przyszedł? Śmieszna sprawa. Normalnie popijałby whisky czy inny trunek w restauracji. Przyszedł tu zwabiony pogłoskami o wspaniałej muzyce, wspaniałym alkoholu i piękności śpiewającej cudnym głosem. Zastał coś nieco innego. Muzyka rzeczywiście nie pozostawiała wiele do życzenia, z resztą gorzej.
Podniósł kufel do ust i upił spory łyk. Piwo było kwaśne, nieco rozwodnione.
- Trzeba było wziąć wódkę, bo rzadko są jakieś różnice w smaku - pomyślał zniesmaczony. - Albo spirytus, w nim nie ma właściwie czego zepsuć.
Oczywiście Michael nie pijał czystego spirytusu. Z drugiej strony, nie pijał też jakichś podrzędnych piw.
A gdzie ta piękność z cudnym głosem? Na scenę weszła młoda kobieta, chciałoby się powiedzieć - dziewczyna. Mogłaby w sumie uchodzić za atrakcyjną, ale Michael dostrzegał w niej coś, co psuło całe wrażenie. Coś, co charakteryzowało kobiety bite przez mężów, albo dziwki. Brak jej było jakiejś niewinności, godności. Najgorsze zaczęło się, gdy otworzyła usta.
Z początku Michael chciał już pomyśleć, że śpiewa całkiem ładnie. Po kilku słowach zaczęła fałszować, a raz nawet na chwilę przerwała, jakby przypominając sobie dalszy tekst. Mafioso poznawał rytm, ale śpiew tej dziewczyny sprawiał, że nie był już pewny, czy to na pewno kawałek o którym myśli.
Westchnął jeszcze raz. Naprawdę, wspaniałe miejsce. Czego można się było zresztą spodziewać po klubie położonym w Chirsen, dzielnicy biedaków? Przecież młody Moretti nie był wcale taki wymagający. Sam nie urodził się w zamożnej rodzinie, a do mafii nie dołączył wcale tak dawno. Ale nawet najnędzniejszy biedak musiał zauważyć wady tego miejsca.
Z niechęcią dopił piwo i postawił kufel na blacie przed sobą. Jakiś dowcipniś narysował na nim ołówkiem męski narząd rozrodczy. Kiepska jakość rysunku pozwalała przypuszczać, że jego autor musiał mieć poważnie zdeformowanego członka i nie wiedział, jak wygląda to u normalnego człowieka.
Maddalena Rapetti
Kobiety
Maddalena Rapetti

Liczba postów : 27
Data dołączenia : 30/11/2012
Skąd : Lost Island

Ekwipunek
Broń: Colt 1911

Klub "Maple Leaf" Empty
Klub "Maple Leaf" I_icon_minitimeSro Sty 09, 2013 9:57 pm
Rozmowa z panem de Lucia nieco wybiła Maddalenę z codzienności i sprawiła, że na poważnie zaczęła się zastanawiać nad układami, które powoli, lecz nieubłaganie zaczęły rządzić w tym mieście. Rozmyślenia owe przerwało jej pojawienie się w drzwiach osoby, która miała się z nią tutaj spotkać. Piękna i młoda kobieta o gorącym wejrzeniu błękitnych oczach oraz wyglądzie studenciny pierwszego roku – nieco zdezorientowanej, ale zdecydowanej na wszystko.
Uniosła dłoń i skinęła na dziewczynę, a ta skwapliwie skorzystała z zaproszenia i przysiadała się do stolika Maddaleny. Wyglądała na zmęczoną i zdegustowaną lokalem, w którym przyszło jej siedzieć.
- Co to za miejsce? – mruknęła, sadowiąc się obok i wzdychając z cicha.
- Jedyne w swoim rodzaju – Maddy nalała jej whiskey do szklaneczki i spojrzała w stronę sceny, gdzie właśnie działo się coś, co trudno nazwać śpiewaniem. – Po raz kolejny pogwałcono moje wewnętrzne poczucie estetycznego wyrażania uczuć poprzez dźwięk.
- … dzięki Bogu, estetyka jest mi obca.
- Wszyscy jesteśmy maluczcy, ale wracając do sprawy – siedziały pod ścianą, koło nich głosowało dziesiątki osób, a mimo wszystko Maddalena ściszyła głos, rozejrzawszy się uprzednio wokół siebie. – W porcie bez zmian, nikt jeszcze nie zdecydował się na rozciągnięcie tam swoich wpływów.
- To pewna informacja?
- Zapłaciłam za nią więcej niż mogłabyś przypuszczać – chwilę później, zachowując dla siebie większość szczegółów i nazwisk, relacjonowała przebieg rozmowy z mafiosem, który przyszedł z propozycją opieki nad restauracją.

Niebieskooka słuchała tak uważnie, jakby nie chciała uronić ani jednego słowa, jak gdyby zależało od tego jej życie. A więc powstała kolejna, nowa mafia i co więcej radziła sobie wcale nieźle, już wyciągając swoje macki. Whiskey powędrowała do ust przy wtórze ogłuszającego muzycznego jazgotu.
- Zgodził się na propozycję? – zapytała w końcu, spoglądając niby od niechcenia na towarzyszkę i posyłając jej uśmiech rozbawienia, udawany oczywiście.
Maddalena skinęła głową i splotła dłonie na blacie stolika. Nagle, nie wiadomo czemu, przyszło jej na myśl wspomnienie dawnych dni, kiedy dopiero zaczynała poznawać tajniki sprytnego lawirowania między jedną siłą, a drugą. Z początku wolała się nie zdradzać ze swojej współpracy z jedną czy z drugą stroną przed nikim, ale z czasem trzeba było coś od siebie dodać. Teraz milczała, zastanawiając się, jak dalej potoczą się sprawy, których stała się mimowolnym początkiem. Płaciła za opiekę, choć wielce prawdopodobne, że poradziłaby sobie sama. Zbyt mocno jednak liczyła na jakieś informacje, maleńkie nawet, które pozwoliłyby dowiedzieć się o losach zaginionej siostry. A do tego potrzebowała manewrować czy to komuś się podobało, czy nie. Przy okazji zarabiała na takie życie, które jej odpowiadało.
- Powinnaś pójść zaśpiewać i pokazać, jak to się naprawdę robi – zażartowała młodziutka dziewczyna i wstała z krzesła. Pochyliła się tylko, by złożyć na policzku pożegnalny całus, taki w stylu wspierających się plotkar i szybko opuściła lokal. Chwilę później to samo uczyniła Maddalena.
Ojciec Chrzestny
Ojciec Chrzestny

Liczba postów : 93
Data dołączenia : 01/02/2012

Klub "Maple Leaf" Empty
Klub "Maple Leaf" I_icon_minitimePią Sty 11, 2013 5:19 pm
To klub rozpustników, dziwek i chłopców szukających zamoczenia swoich jeszcze nienagiętych narządów w cudownej, przelewającej się alkoholem kobiecie. I tak im życie mija… Wiele osób wychodzi i wchodzi do klubu, ale znajdują się w nim także bywalcy, których sam szef bardzo dobrze zna, patrząc na kartkę dłużników. Alkohol to jednak bardzo dobry interes, a sam szef musiał wiedzieć, co go czeka. Do klubu w pewnej chwili weszła, prawdopodobnie para. Kobieta i mężczyzna w rzeczy samej. On – młody brunet, metr siedemdziesiąt, jeszcze z wąsem pod nosem, który dodawał mu wieku, a nie jak on sam przypuszczał, elegancji. Był ubrany w jakiś tani garnitur. Ona – brunetka, jak to bywa w Lost Island, gdzie osiemdziesiąt procent kobiet, to właśnie brunetki. Była na takim samym poziomie wzrostu co on, jednak jej centymetrów dodawały czerwone buty na obcasie. Czerwona sukienka, przewiązana w tali białą chustą, która miały nadawać jej szczupłości i krągłości. Była to istota bardzo ładna. Dziecięca cera, rozpuszczone włosy i oczywiście uśmiech. Każdy by pomyślał, iż ich jedynie może wiązać wspólny blok, lub praca, jednak prawdopodobnie było coś więcej. Usiedli więc przy stoliku, słuchając jak śpiewa młoda dama. Rozmawiali ze sobą, śmiali się i tak mijały minuty, które przerodziły się godzinę.
W tym czasie do budynku weszli trzej panowie. Należeli oni do grupy osiłków, koksów, czy jak kto ich nazywa. Postura jednak sama mówiła za siebie. Silny charakter, osobowość, tępy wzrok i powaga. Mieli oni na sobie czarne kurtki i dżinsy. Można by pomyśleć, że należą do jakiejś grupy, gdzie trzeba ubierać się podobnie. Jeden z nich był małym, grubym osiłkiem z odstającymi uszami. Drugi, to szeroki w barach, mierzący ponad metr osiemdziesiąt, brodaty mężczyzna. Obaj panowie byli łysi. Z pewnością przeżyli już około czterdzieści wiosenek. Trzeci był bardzo przystojny. Miał lekki zarost, włosy zaczesane do tyłu. Postura ciała była wręcz idealna, nie za wysoki, nie za niski, lecz spokojnie chodzący po mieście, umięśniony mężczyzna. Usiedli przy stoliku obok pary, prawdopodobnie mających się ku sobie osobistości. Akurat padło tak, iż przystojny mężczyzna usiadł naprzeciw pięknej damy, której ciągle puszczał oczka. Raz po raz siedzący z nią wąsaty człowiek odwrócił się do tyłu patrząc na kogo spogląda jego wybranka, jednak kiedy się odwracał od razu został stargany ostrymi spojrzeniami przez siedzących tam trzech osiłków.
Kiedy młoda śpiewająca kobieta zmieniła wykonywany przez siebie repertuar, wąsaty Pan poprosił damę do tańca. Kiedy tak sztywno, wolno, noga za nogą, tańczyli sobie młodzi ludzie w pewnej chwili pojawił się przy nich przystojny człowiek, ubrany w dżinsy (ten który puszczał oczka damie) mówiący do mierzącego metr siedemdziesiąt bruneta.
- Teraz moja kolej… – Pragnął powiedzieć to delikatnie, spokojnie, jednak jego głos był dość wyimaginowany. Wąsaty mężczyzna tańczący z kobieta o nienagannej urodzie, zignorował słowa osoby trzeciej. W pewnej chwili, kiedy trzydziestolatek, mający dwóch łysych kolegów nie doczekał się odpowiedzi, odepchnął chudego mężczyznę i chwytając lewą dłonią za talię, przyciągnął do siebie delikatną osóbkę. Ona nie miała wyboru, przylegała wręcz do ciała mężczyzny i nic nie mogła zrobić. Leżący na ziemi Pan, bardzo się zezłościł i pod wpływem emocji oraz myśli "Muszę pokazać jej, że jestem silny", ruszył do ataku. Chwycił za kształtne barki tańczącego przystojniaka i pociągnął. Ten puścił kobietę i cofnął się o trzy kroki. Następnie wyjął pistolet, który miał włożony między koszulkę a spodnie i wycelował w wąsatego chłopaka. Młoda dziewczyna przestała śpiewać, wszystkie przepite oczy starych zgredów były wpatrzone w całe to zdarzenie. W pewnej chwili celujący mężczyzna wydał polecenie swojemu konkurentowi.
- Wynoś się stąd! – krzyknął bardzo opryskliwie. Był bardzo zdenerwowany. Następnie widząc, iż młoda kobieta chce podążyć za wąsatym panem, zwrócił się do niej.
- Ty tutaj zostajesz. Idziesz ze mną. – powiedział lekko, nie chcąc aby poczuła strach.
Ona stanęła. Z pewnością była już bardzo zdenerwowana, a strach przeszywał ją już od początku tej sytuacji.
- Pomocy! - zawołała zrozpaczona kobieta.
http://mafia.my-rpg.com
Michael Moretti
De Lucia
Michael Moretti

Liczba postów : 42
Data dołączenia : 22/02/2012

Ekwipunek
Broń: S&W Model 10

Klub "Maple Leaf" Empty
Klub "Maple Leaf" I_icon_minitimePią Sty 11, 2013 6:37 pm
Michael marnował kolejne cenne minuty, gapiąc się na krzywego członka nabazgranego na blacie. Jego rozmyślania wcale jednak nie dotyczyły rysunku. Ich temat był dokładnie taki sam jak tych, którym oddaje się człowiek jadący pociągiem czy czekający w długiej kolejce - dotyczyły wszystkiego po trochu, czyli po prostu niczego.
Ocknął się dopiero wtedy, gdy jego uszy wychwyciły zmianę w muzyce. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Ile czasu już tu tkwił? I na cholerę siedział przy tym stoliku, skoro stwierdził, że to miejsce nie nadaje się spędzania wolnego czasu? Jego wzrok padł na dwójkę młodych, tańczących ludzi. Rozmarzył się - jak to miło mieć w swoim otoczeniu piękną kobietę, z którą można rozmawiać, śmiać się, tańczyć… Chyba czas rozejrzeć się za jakąś.
Usłyszał ciche odgłosy, jakie wydają krzesła szorujące o podłogę, gdy się z nich wstaje. Spojrzał w tamtą stronę i ujrzał jakiegoś mężczyznę, który zbliżał się do tańczącej pary z kolegami. Samo to, że szedł w ich kierunku, nie było niczym niezwykłym. W końcu zwyczaj "odbijania" był bardzo popularny, zwłaszcza w takich miejscach. Obawy budzili jednak idący z nim koledzy.
Uważnie obserwował to, co działo się dalej. Otworzył szerzej oczy patrząc, jak jeden mężczyzna odpycha drugiego. I znowu - nie martwiłoby go to, gdyby nie stojący obok kolesie w dżinsach. Wstrzymał oddech widząc, że ten drugi w odwecie łapie "konkurenta" za barki i pociąga do tyłu. No to bójka murowana. Wypuścił oddech i szybko się opanował. Trzeba chyba pomóc w rozdzielaniu ich.
Już miał spokojnie wstać i podejść do mężczyzn, gdy nagle zobaczył w dłoni jednego z nich pistolet. Zamarł. Zacisnął mocniej wargi, po czym uderzył dłonią w stół.
- Cholera! - mruknął. Nie można się nawet w spokoju napić tych szczyn, które nazywają tu piwem.
Z lekkim ociąganiem sięgnął do kieszeni i wyciągnął pistolet. Przez chwilę oceniał sytuację, a bodźcem, który popchnął go do działania, była krzycząca kobieta. Spojrzał jeszcze raz na jej twarz. Trzeba przyznać, że była atrakcyjna, wręcz nie pasowała do tego miejsca. Trzeba ratować damę w opresji.
Zrobił więc parę kroków w stronę mężczyzny z pistoletem, wycelował dokładnie w jakiś niesprecyzowany punkt w górnej części jego pleców, po czym zakrzyknął:
- STÓJ! Spróbuj się ruszyć, a ustrzelę ci dupę.
Te słowa wyrwały mu się z ust jakby mimowolnie. Normalnie nie rzucałby tekstami z jakichś kiepskich westernów. Teraz jednak nieco go poniosło.
Znalazł się pieprzony rycerz na białym rumaku, ratujący damę w opresji...


Ostatnio zmieniony przez Michael Moretti dnia Pią Lut 01, 2013 4:55 pm, w całości zmieniany 1 raz
Ojciec Chrzestny
Ojciec Chrzestny

Liczba postów : 93
Data dołączenia : 01/02/2012

Klub "Maple Leaf" Empty
Klub "Maple Leaf" I_icon_minitimePon Sty 21, 2013 8:17 pm
Młody człowiek z wąsem, mający imię Carlos nie wiedział co jest grane. Odwrócił się w stronę pożądającej kobiety, która krzyczała, i najzwyczajniej w świecie nie mógł nic zrobić. Przystojny mężczyzna w kurtce, trzymający pistolet w dłoni, którego otwór był wręcz wycelowany w jego klatkę piersiową, zesztywniał kiedy zobaczył idącego w jego stronę nieznajomego człowieka. Petro – mały, gruby, z odstającymi uszami czterdziestolatek oraz Ernest – szeroki w barkach, brodaty i łysy jak kolega obok, nie wiedzieli co zrobić. Wszyscy usłyszeli tylko stek głupich i źle dobranych wyrazów. Od ataku powstrzymywała ich tylko trzymana w rękach broń. Gianna była w centrum tego zdarzenia. Nie chciała być przynętą, nie chciała w ogóle znaleźć się w tak krytycznej sytuacji, a walczyli o nią tylko chłopcy z klasy, którzy chcieli chwycić ją za pośladki. Pistolet? Dla obojgu – Gianny i Carlosa było to niepojęte, jak można nosić takiego gnata w spodniach. Gdy Carlos usłyszał stój, szybko się odwrócił w stronę Gianny, ale zauważył iż te słowa nie są kierowane do niego, a do celującego w niego o lekkim zaroście mężczyzny. Tak więc oto mężczyzna, któremu nadano imię Santo, stanął w bezruchu, nogi mu ugrzęzły, a korzystając ze sposobności, iż jest tyłem do nieznajomego, pokierował oczy w stronę swoich kolegów i ruszył lekko głową, dając im znak, aby się nim zajęli. Ci więc panowie, ogłuszeni całą sprawą, bowiem zazwyczaj wszystko szło po ich myśli, wymienili sobie spojrzenia i jeden z nich, grubszy i mniejszy wyciągnął z tylnej kieszeni mały rewolwer. Następnie wycelował w napastnika, który celował w Santa, a jego kolega odegrał inną rolę mówiąc:
- Jeśli ty odłożysz broń, także my odłożymy. Nie chcemy rozróby w pubie szefa. Okej?
Wszyscy czekali na odpowiedz, nawet przestający grać pianista….
http://mafia.my-rpg.com
Michael Moretti
De Lucia
Michael Moretti

Liczba postów : 42
Data dołączenia : 22/02/2012

Ekwipunek
Broń: S&W Model 10

Klub "Maple Leaf" Empty
Klub "Maple Leaf" I_icon_minitimePią Lut 01, 2013 7:40 pm
Michael był lekko zbity z tropu. No tak, tych typów jest trzech, a on jeden. Szczerze mówiąc, liczył na to, że po prostu tacy ludzie dbają tylko o swoje życie. Michael mógłby przecież zastrzelić mimo wszystko tego człowieka, choć sam oberwałby wtedy kulkę od jednego z jego kolegów. Ale jakie to ma znaczenie dla tego niezbyt miłego pana, skoro będzie już wtedy martwy?
No cóż, Michael się mylił. Nie znał się tak dobrze na psychologii, nie umiał przewidywać ruchów przeciwnika. Trzeba po prostu kombinować. Przez chwilę miał szaleńczy plan - zastrzelić człowieka z bronią, krzyknąć do młodzieńca z wąsem, by rzucił się na drugiego, a potem wrócić do celowania w plecy "szefa" tej dwójki... Ale wiedział, że nie uda mu się tak szybko zmienić celu i trafić. Nie trafi - zginie; za długo będzie celował - też zginie. Trzeba wymyślić coś innego.
Zrobił dwa niewielkie, niemal niezauważalne ruchy głową, by rozejrzeć się po pomieszczeniu. Nic szczególnego jednak nie rzuciło mu się w oczy. Postanowił się odezwać, by zyskać na czasie:
- Najpierw opuść spluwę. Inaczej zastrzelę tego gnoja - powiedział, dość głośno, by tamci mogli usłyszeć i zrozumieć. Wiedział, że w ten sposób nic nie zyska. Za kilka, najwyżej kilkanaście sekund padnie strzał… Szybko, myśleć, myśleć! Jego oczy wychwytywały każdy szczegół otoczenia i go analizowały. Nic jednak nie pozwalało na wybrnięcie z tej sytuacji. Może przewrócić stolik i się za nim schować - dla nabojów to nie przeszkoda, ale chociaż nie będą mogli tak łatwo wycelować - ale to oznacza zapewne śmierć tego młodego człowieka z wąsem. Myśleć, myśleć…
Nagle do głowy przyszedł mu kolejny szalony pomysł. Nie zdążył się nawet nad nim porządnie zastanowić, gdy mimowolnie powiedział drżącym głosem:
- Ej, elegancik - zwrócił się do mężczyzny, który od początku przydawał mu się przywódcą tej bandy. Tego samego, w którego plecy właśnie celował. - Rzućmy broń i załatwmy to jak mężczyźni. Na pięści.
Westchnął. Miał wątpliwości czy dobrze zrobił. Ale przynajmniej przy walce na pięści mniejsza jest szansa na poważne urazy i śmierć. I będzie miał więcej czasu by wymyślić wyjście z tej sytuacji.
Sponsored content


Klub "Maple Leaf" Empty
Klub "Maple Leaf" I_icon_minitime


Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Mafia PBF • Dołącz do rodziny! :: Lost Island :: Chirsen-