IndeksPortalSzukajLatest imagesRejestracjaZaloguj

 

Chet Baker

Chet Baker
Franchetti
Chet Baker

Liczba postów : 19
Data dołączenia : 14/11/2012

Ekwipunek
Broń: S&W Model 10

Chet Baker Empty
Chet Baker I_icon_minitimeSro Lis 14, 2012 9:08 pm
Chet Baker
Franchetti
Capo
Wygląd
Wbrew swej powierzchownej powadze, Chet jest mężczyzną młodym, przed trzydziestką. Nie prezentuje się zbyt schludnie – włosy ma wiecznie rozwichrzone, goli się co kilka dni, nosi się w prostych, luźnych ubraniach (choć jest posiadaczem kilku marynarek, które są nieodłączną częścią jego garderoby). Na świat spogląda szarymi, znudzonymi oczyma, które rzadko kiedy otwierają się szeroko. Ma śmieszny, zadarty w górę nos, który swego czasu był dlań kłopotliwy z powodu drwin kolegów (a było to jeszcze w tym pięknym okresie, w którym do domu trzeba było wracać przed dziesiątą wieczorem).
Jest człowiekiem silnej, acz smukłej postury. Dba o swoje ciało, ale nie lubi przesadnego wysiłku fizycznego, dlatego jest dość szczupły. Oprócz tego z reguły góruje nad tłumem, bowiem jest osobą wysoką, zresztą, już jego rozwichrzone włosy są zgoła inne od tych, jakie przeciętni Amerykanie zwykli posiadać.
Kiedy pogoda tego wymaga, zakłada długi, szary płaszcz i kapelusz z małym rondem.


Charakter
Baker jest mężczyzną, który znalazł w swoim życiu cel. Cel, który jest dlań ważniejszy, niż wszystko. Mowa o muzyce, Chet jest zapalonym jazzowym trębaczem. Od kiedy wie, czego tak naprawdę w życiu potrzebuje, nie dba o nic, co nie mogłoby mu pomóc w doskonaleniu jego warsztatu muzycznego. Z tego tytułu jest oschły i arogancki, bowiem obcowanie z ludźmi uznaje za przeszkodę w obcowaniu z muzyką. Za godnych rozmówców uważa tylko najbliższych przyjaciół i rodzinę, których to darzy szacunkiem na tyle głębokim, że może zdobyć się wobec nich na pewnego rodzaju poświęcenie. W życiu zachowuje w dużej mierze postawę nihilistyczną – nie przejmuje się niczym, dopóki nie nabierze to niewątpliwie istotnego znaczenia. To oportunista, który ślizga się i unika obowiązków, byle tylko móc jak najwięcej czasu poświęcić muzyce.
Lubi samotność, choć nie jest typowym mizantropem, który nie potrafi funkcjonować w obecności obcych. W kontaktach z ludźmi jest swobodny, w szczególności z płcią przeciwną.
Łatwo podejmuje decyzje i nie musi wiele się namyślać, by uznać, jakie wyjście jest dlań najbardziej optymalne. Jest przebiegły i niepozbawiony sprytu, chociaż z reguły swoje zdolności umysłowe hamuje w obecności innych – w końcu, ktoś jeszcze mógłby uznać, że Chet jest na tyle bystry, by przydzielić mu więcej obowiązków!


Historia
- Chet, do domu!
- Zaraz, mamo…
- Daj mu się pobawić. Cały dzień ćwiczył grę na fortepianie. – Z balkonu na pierwszym piętrze pewnej kamienicy dobiegały dwa głosy: jeden męski – głęboki i spokojny, drugi kobiecy – roztrzęsiony i piskliwy. Rodzice obserwowali bawiącego się z innymi dziećmi Cheta, dogadując się, czy malec jest już na tyle dojrzały, by wracać do domu wraz ze zmrokiem.
- Na litość boską, on ma dziesięć lat! Dajemy mu dom, jedzenie, pieniądze, nie ma żadnych obowiązków. Ma się tylko uczyć. A on i tak bawi się z tym młodym Evansem, co to biega po dworze w dziurawych spodniach. Założę się, że palą papierosy, gdy tylko ich nie obserwujemy. – Słowa matki Cheta zabrzmiały nieco jak wyrzut w stronę małżonka, zupełnie, jakby obwiniała go za beztroskość syna.
- To tylko dziecko. Ma dobre oceny i robi coraz większe postępy w muzyce. Nie możemy odseparować go od społeczeństwa tylko dlatego, że jest zdolny.
- Społeczeństwa?! Tę zgraję brudnych, nie umiejących się wysłowić bachorów z podwórka nazywasz społeczeństwem?! – Ojciec chłopaka w końcu zamilkł, nie będąc w stanie odeprzeć wyraźnej wściekłości swojej żony. – Chet ma grać na fortepianie – dodała kobieta. – Tak jak ja i jak jego babka. Jeśli nauczy się robić to porządnie, może będzie szczęśliwym człowiekiem. Szczęśliwszym, niż my.
*
Tego mglistego dnia młody Baker obchodził swoje siedemnaste urodziny. Umówił się ze swoimi znajomymi, że pójdą coś zjeść w restauracji. W restauracji! Johnny zawsze mówi, że do restauracji chodzą tylko inteligentni ludzie, a w tej, w której się dziś umówili, podobno podają jakiś włoski specjał, który Johnny nazywał pizzą. Chet był naprawdę podekscytowany. Spotkania z przyjaciółmi były dlań prawie tak ważne, jak muzyka. Prawie.
Nadciągał już chłodny wieczór, dlatego Chet szczelnie otulił się płaszczem. Niefortunnie, kiedy poprawiał okrycie, z jego kieszeni wypadły pieniądze, którymi zamierzał zapłacić za swoje jedzenie.
- Hej, kolego, widzę, żeś nieskąpy! – Zza pleców chłopaka dobiegł piskliwy, ale niewątpliwie męski głos. Zawtórowała mu salwa śmiechu. Dwoje, lub troje chuliganów, ocenił młodzieniec, nie odwróciwszy się nawet. Po chwili poczuł silne kopnięcie. Upadł na ziemię i z jego kieszeni wysypała się reszta banknotów. – Rekwirujemy pańskie pieniądze.
Chet odniósł wrażenie, że największy z napastników – najwyraźniej przywódca pijanej bandy – usiłował być zabawny. Wysoki, potężnie zbudowany chłopak z czupryną kędzierzawych włosów podszedł doń, podniósł go z ziemi i zapytał łagodnie:
- Masz jakieś hobby, dzieciaku? – Chet milczał. Po chwili miał zrozumieć, że nie była to najtrafniejsza decyzja w jego życiu, bowiem poczuł, jak zaciśnięta pięść wciska się w jego żołądek. – Zapytałem, czy masz jakieś hobby! – ryknął agresor, opluwając przy tym twarz Bakera.
- Gram na fortepianie… – mruknął nieśmiało Chet. Dwóch pozostałych napastników wybuchło śmiechem.
- Gra na fortepianie, słyszeliście? Billy, chodź tu, pomożesz mi. – Uśmiechnął się szyderczo największy z chuliganów. Billy był bardzo posłuszny. Podszedł do wciąż wiszącego nad ziemią Cheta i przytrzymał go z niewyobrażalną dla młodego muzyka siłą, zaś nieformalny przywódca grupy puścił ofiarę i uniósł jego prawą dłoń. Otworzył z łatwością zaciśniętą pięść Cheta, chwycił z krzepą wskazujący palec i popchnął go w stronę ciała Bakera. W powietrzu rozległ się donośny trzask łamanej kości i towarzyszący jej wrzask Cheta. Na wilgotny od mgły asfalt prysła krew. Chet z trudem otworzył oczy i zobaczył, że z jego wskazującego palca wystaje kawałek kości.
- Złamałeś mi… złamałeś mi palec… – wyjęczał Baker, czując, że łzy bólu i wściekłości napływają mu do oczu. – Pierdolony sukinsynu, złamałeś mi palec! Zabiję cię, jak psa! – Chet nie zważając na ból w dłoni i świadomość, że już nigdy nie zasiądzie przed ukochanym fortepianem, wyrwał się z uścisku Billy’ego i rzucił się na największego z osiłków. Billy i jego towarzysz (ostatni, nic nie mówiący dotąd chuligan), okazali się strasznymi tchórzami, bo ulotnili się tak szybko, jak to tylko możliwe. Z kolei chłopak z czupryną leżał na ziemi przygnieciony ciałem Bakera. Okaleczony pianista uderzył napastnika w twarz, co wywołało eksplozję nieznośnego bólu. Dzięki cierpieniu Chet otrząsnął się nieco z szoku, bynajmniej jednak nie na tyle, by zaniechać zemsty. Nie pozwalając bandziorowi wstać, Chet uniósł się i począł kopać oponenta. Przestał dopiero, kiedy usłyszał głośny trzask wywołany kopnięciem w szczękę i zorientował się, że jest cały ubabrany w krwi.
- Złamałeś mi palec, skurwysynu – powiedział Chet, zupełnie, jakby sądził, że ciężko pobity przeciwnik jest w stanie go usłyszeć. Splunął na wijącego się z bólu chłopaka, spojrzał nań jeszcze raz i odszedł w swoją stronę. Nie wyglądało na to, by przyjęcie urodzinowe miało przebiegać tak, jak zaplanował.
Nim jednak dotarł do rogu ulicy, z pobliskiej kamienicy wyłonił się mężczyzna w ciemnym płaszczu i kapeluszu.
- Ładnie ci poszło młodzieńcze. Szkoda tylko, że mnie uprzedziłeś – oznajmił tubalnym głosem nieznajomy. – Ten człowiek terroryzował pobliskie sklepy. Pewna Rodzina została poproszona, by go usunięto, jeśli wiesz co mam na myśli. Sądzę, że byłbyś dla tej Rodziny cennym nabytkiem. Jeśli zechcesz, spotkaj się tutaj ze mną za trzy dni w południe. Znajdzie się dla ciebie jakaś fucha. Do tego czasu, uważaj na siebie, możesz mieć kłopoty. To ci się może przydać. – Tajemniczy jegomość wyciągnął zza pazuchy pistolet (Chet dopiero po kilku dniach miał się dowiedzieć, że to colt detective special). Baker podszedł do obcego, ciągnąc za sobą stróżkę krwi cieknącą z jego palca. Wziął bez słowa broń i oddalił się. – Z palcem radziłbym pójść do szpitala. Grać na fortepianie już nie będziesz, ale powinni ci go jakoś opatrzyć. – Nieznajomy zamyślił się. – Ach, jeszcze jedno: nie przejmuj się twoim nowym kolegą. Posprzątam po nim. Rozumiemy się, prawda?
- Tak. Ale jeszcze nie teraz. Niech mi pan da pięć minut. – Chet cofnął się do miejsca, gdzie leżał nieprzytomny chłopak. Stanął nad nim i powtórzył:
- Złamałeś mi palec. – Wyciągnął pistolet i wpakował ciało napastnika cały magazynek.
*
Od tego pamiętnego wieczora minęło już pięć lat. Chet właśnie siedział w swoim salonie w Chirsen i czyścił tłoki trąbki. Obydwie te rzeczy – mieszkanie i instrument – dostał od swoich przełożonych w mafii. Zdążył już poznać mechanizmy działania Franchettich na tyle, że nawet po pięciu latach nie potrafił stłumić zdziwienia, jakie wzbudzały w nim okoliczności jego wstąpienia do Rodziny. Miał olbrzymie szczęście. Nie miał nawet za złe chuliganom, że pozbawili go palca. Okazało się, że do grania na trąbce nie potrzebuje kompletu palców, a po kilku latach gry zorientował się, że jest o wiele lepszym trębaczem, niż pianistą.
Dla Franchettich nie był nikim niezwykłym, ot, zwykły, szary Soldato. Jednakże, jego przełożony wyraźnie lubił jazz i Chet był z tego względu przezeń traktowany w pewien szczególny sposób. Dostawał całkiem przyzwoite zadania i nie przeszkadzało mu tak bardzo, że musi uciekać się do nikczemnych zagrań, niezgodnych z powszechnie przyjętą moralnością. Liczył się dla niego tylko fakt, że to prawdopodobnie najwygodniejszy sposób na życie, zostawiający sporo czasu na grę na trąbce.
*
- Chłopcze, mam nadzieję, że rozumiesz zaistniałą sytuację. Nie jesteś durniem, wierz mi, pomimo, że udajesz głupca, nie tak trudno się domyślić, iż jesteś bystrym człowiekiem. – Takimi słowami skwitował całą swoją rozmowę z Chetem jego przełożony. – Przybywa do nas sporo Soldato i potrzebujemy kogoś, kto będzie im przewodził. Rozumiem, że capo to nie jest twoja wymarzona funkcja, ale w obecnej chwili jesteś najodpowiedniejszym człowiekiem na to stanowisko. Jeśli takie jest twoje życzenie, zmienimy cię, kiedy tylko znajdziemy kogoś odpowiedniejszego.
- Nie. – Chet odsunął na chwilę trąbkę od ust i przestał grać, by odmówić. Po chwili jednak wrócił do lirycznej improwizacji.
- Jesteś pewien? – zapytał jeszcze raz mafioso. Baker nie odpowiedział.
- No cóż, to twoja sprawa. – Przybysz wstał, ubrał płaszcz i ruszył ku drzwiom mieszkania. Otworzył je i wyszedł na próg. Nim jednak zatrzasnął je za sobą, wsunął głowę do mieszkania i oznajmił bezbarwnie.
- Chet, byłbym zapomniał. Twoje mieszkanie jest potrzebne innym celom i niestety musimy cię wyeksmitować. Mam nadzieję, że sobie jakoś poradzisz?
Chet po raz pierwszy od bardzo dawna urwał frazę w połowie i nie dokończywszy grać, spojrzał na rozmówcę. Na jego czole pojawiła się kropelka potu.
- Capo, powiadasz? Od kiedy mam zacząć?
- A widzisz, jak się dogadaliśmy? Jutro kogoś do ciebie przyślę z pocztą. Wszystko zostanie wyjaśnione w liście. Możesz zatrzymać mieszkanie. Miłego dnia. – Dopiero teraz mężczyzna wyszedł.
Chet uśmiechnął się i przycisnął ustnik do warg. Nie dokończył jednak urwanej frazy, a zaczął grać nowy, zupełnie odmienny od poprzedniego utwór.





Ostatnio zmieniony przez Chet Baker dnia Czw Lis 29, 2012 5:37 pm, w całości zmieniany 1 raz
Michael Moretti
De Lucia
Michael Moretti

Liczba postów : 42
Data dołączenia : 22/02/2012

Ekwipunek
Broń: S&W Model 10

Chet Baker Empty
Chet Baker I_icon_minitimeWto Lis 27, 2012 7:44 pm
Tak, myślę, że na Capo nada się taka KP. Co prawda opis wyglądu mógłby być trochę bardziej szczegółowy, ale cała reszta jest moim zdaniem w porządku. Błędów też nie widzę, tylko gdzieś tam się zdarzyła spacja przed kropką Wink

Jedno tylko mnie ciekawi w historii - jak ze złamanym palcem mógł pobić jakiegoś osiłka, nawet pijanego? Albo musiało go to strasznie boleć (wystająca kość, tryskająca krew i ciosy pięścią to kiepskie połączenie), albo walczył jedną ręką, w co dość trudno uwierzyć.

Trochę też mi się wydawało nielogiczne jego zachowanie, kiedy tak po prostu wziął pistolet i władował magazynek w ciało człowieka. No, ale można uznać, że ma po prostu taką manię na punkcie muzyki i nie mógł znieść, że ktoś pozbawił go możliwości gry na fortepianie Wink

Dialogi miejscami wyszły Ci naprawdę super, więc ogólnie - ode mnie akcept. Poczekamy co powie Simone.
Simone Fontane
Franchetti
Simone Fontane

Liczba postów : 39
Data dołączenia : 04/07/2012
Wiek : 27

Ekwipunek
Broń: S&W Model 10

Chet Baker Empty
Chet Baker I_icon_minitimeCzw Lis 29, 2012 10:00 am
Dostaniesz drugiego akcepta jesli zmienisz ten dosc glupi watek o ktorym wspomnial Moretti. Proponuje abys zmienil uderzenia piesciami na skopanie go. Very Happy /// Pisze z kom. wiec moze byc troche bledow.
Chet Baker
Franchetti
Chet Baker

Liczba postów : 19
Data dołączenia : 14/11/2012

Ekwipunek
Broń: S&W Model 10

Chet Baker Empty
Chet Baker I_icon_minitimeCzw Lis 29, 2012 5:38 pm
No cóż, chyba macie rację Wink Poprawione.
Simone Fontane
Franchetti
Simone Fontane

Liczba postów : 39
Data dołączenia : 04/07/2012
Wiek : 27

Ekwipunek
Broń: S&W Model 10

Chet Baker Empty
Chet Baker I_icon_minitimePią Lis 30, 2012 3:36 pm
Poprawione, a więc AKCEPT formalny. Witaj w Rodzinie Cool
Sponsored content


Chet Baker Empty
Chet Baker I_icon_minitime


Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Mafia PBF • Dołącz do rodziny! :: Wprowadzenie :: Zapisy :: Zaakceptowane-